wtorek, 30 kwietnia 2013

Cudze chwalicie, swego nie znacie - czyli skuter Osa nie gorszy od włoskiej Vespy.

Od kilku lat powraca moda na design lat 50tych i 60tych. Miłośnicy zmotoryzowanych dwuśladów wzdychają na widok starych Vesp, roztkliwiając się nad ich uroczą, pełną gracji i miłą dla oka linią. Zamiast zachwycać się zagraniczną produkcją, wystarczy rozejrzeć się dookoła by dostrzec jeden z najbardziej kultowych projektów Polskiego Wzornictwa Przemysłowego wczesnych lat PRLu - skuter Osa. Mimo, że produkowany był zaledwie 15 lat, zyskał szerokie grono miłośników, a jego design wzbudza podziw do dziś. 




Nad Osą od 1952 roku procował trzyosobowy zespół - Krzysztof Brun, Jerzy Jankowski oraz Tadeusz Mathia. Pierwsza Osa pojawiła się w 1959 roku podbijając serca tysięcy młodych Polaków. Przez 6 lat wyprodukowano 25tysięcy Os, powstały dwa modele - Osa M-50, M-52 oraz prototyp M-55. 


W 1965 roku decyzją władz Polski Ludowej kultowe skutery na zawsze zjechały z linii produkcyjnej. A szkoda. Zyskały wielką popularność nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Część wyprodukowanych jednośladów trafiła na rynek zachodnioeuropejski, a także do... Indii. Tam niestety motocykle nie spisały się najlepiej - zbyt wysokie temperatury doprowadzały do znacznego przegrzewania pojazdów.   




Dzisiaj Osa stała się ekskluzywnym reliktem przeszłości. Współczesne "bardotki" (tak nazywano oblubienice młodych, zadurzonych w motocyklach mężczyzn) muszą zadowolić się nowszymi skuterami - Os zachowało się stosunkowo niewiele. Choć w dalszym ciągu można je znaleźć na aukcjach internetowych i w garażach miłośników dawnej motoryzacji.

 


A wszystkich osowych miłośników zapraszam na stronę Polskiego Skutera Osa


 
Zdjęcia Osy: 1, 2, 3456789 10

wtorek, 12 marca 2013

kwiatowy szał batikowy.

Dzisiaj trochę uniwersalnie - można powiedzieć, że sukienki które Wam pokażę wpisują się w modę drugiej połowy lat 60tych. Ich krój jest wyciągnięty wprost z wybiegów tamtych lat - proste, luźne, w literę H bądź literę A. Ale tak naprawdę nie trzeba mieć bzika na punkcie mody lat minionych, by oszaleć na punkcie tych sukienek.

Do rzeczy. Dwie sukienki - jedna moja, druga mojej siostry (często podkradana). Wyjątkowe i niepowtarzalne, żywe obrazy autorstwa Mashy. Uszyte ręcznie z ręcznie malowanych (metodą batiku) tkanin. Stuprocentowy hande made. I to właśnie powoduje, że są unikatowe. Nawet jeśli zamawiamy dwa takie same wzory, nie ma szansy żeby powstały identyczne sukienki. I co najważniejsze - same decydujemy co znajdzie się na sukience - kwiaty, ptaki, motyle, samochody, karuzela, pajace... czy cokolwiek innego :)

Mimo że malowane, sukienki są bardzo trwałe. Te które możecie obejrzeć poniżej mają już ponad 2 lata, a kolor pozostaje bez zmian. Pierzemy je ręcznie w płynie do prania tkanin delikatnych, bez problemu można je prasować. Początkowo są trochę sztywne, jednak po pierwszym praniu stają się bardziej miękkie.

Wszystkie zainteresowane Panie (oraz zainteresowanych Panów;) zapraszam na Masha Szyje. Znajdziecie tam nie tylko batikowe spódnice i sukienki, ale również kreacje rodem z lat 50tych i 60tych szyte z tkanin znalezionych w sh :) Ale o tym innym razem...




Sukienki: Masha Szyje
Buty: ryłko


Zdjęcia moje: Masha.

niedziela, 20 stycznia 2013

futrzano-pończoszanie.

Ciszę czas przerwać. A że zima szaleje radośnie i z dnia na dzień mrozi coraz bardziej - będzie zimowo. 

Zaczynamy futrzanie. Futro dostałam w zeszłym roku od Cioci, po kilku przeróbkach kaletniczych postanowiłam je nosić. Bo ciepłe, bo całkiem ładne, bo wyglądam w nim jak kwadrat...
(Zanim mnie zjecie, przeczytajcie do końca.) Jedno jest pewne - nie zdecydowałabym się na kupno nowego - czy to w salonie czy na zamówienie. I nie tylko ze względu na cenę :) Wychodzę z założenia, że skoro wiewiórka została zabita 20 lat temu nie przywrócimy jej życia. Czyli nowym futrom mówię zdecydowane nie, używane akceptuję. To trochę jak z obrotem kością słoniową - handel nowej jest zabroniony, jednak na rynku antykwarycznym jak najbardziej dozwolony (pozwala to chociażby na pozyskiwanie materiału potrzebnego do naprawy i
konserwacji dzieł sztuki).




Teraz kilka słów o pończochach. NIE ŚWIECĄ. Nie błyszczą. Nie odbijają złośliwe światła. Nic. Zupełny mat. Zjawisko raczej nie spotykane wśród kryjących pończoch (i rajstop). Co więcej? Cena. 8zł. Dziękuję - więcej chyba nie trzeba. No może poza tym, że są miłe w dotyku, całkiem ciepłe i bardzo wytrzymałe. (Nie, nie oszalałam. Nie, nie chodzę w pończochach jeżdżąc autobusem :D Przynajmniej dopóki nie uszyję okropnych, aseksualnych, wielkich barchanowych gaci - czyli jeszcze torchę.)





No i na koniec marynarka. Złowiona przez moją siostrę na jednej z ciuchowych wymian. Buty znacie, spódnicę znacie. I może niedługo nauczycie się zwijać rolki :P





Futro: ciociowe
Buty: deichamnn
Spódnica: lumpeks
Marynarka: zdobycz ciuchowa
Pończochy: gajatex - kupione o tu


Zdjęcia moje: bezrękawiczkowy Pan Pieczątka.