niedziela, 26 lutego 2012

słowotok.

Zastanawiałyście się kiedyś jak naprawdę wyglądało życie w minionych dekadach? Czasem chciałabym dorwać mały wehikuł czasu by poczuć smak dawnych lat. I poznać ówczesne życie. Powiecie: poczytaj. Czytam i mi nie wystarcza. Bo przecież przeczytać, a móc dotknąć, powąchać, posmakować, to nie to samo.

Przyglądając się przeszłości często spoglądam na kobiety. Bez względu na to czy mówimy o latach 20tych, 40tych czy 60tych możemy dostrzec pewne wspólne cechy, nie tyle w wyglądzie co w obyczajowości, zachowaniu. Dobre maniery, pewna doza wstydliwości, odrobina hipokryzji i wszechobecne konwenanse tworzyły swego rodzaju granice za które lepiej było się nie wychylać. Chyba że chciano zaszokować, sprowokować lub po prostu troszkę się zbuntować.

Czy w dzisiejszych czasach możemy się zbuntować? Bez względu na to co zrobimy, będzie to co najwyżej skrytykowane, ale nie będzie dziwić. Dlaczego? Bo nie ma już tych ram, za które nie można się wychylić. Nie jest istotne czy założymy welurowy dres czy ołówkową spódnicę. Dzisiejsza moda akceptuje wszystko to, co pojawiło się w przeszłości. Zupełny miszmasz. A kiedyś po prostu nie wypadało...

I tu dochodzimy do meritum tej notki, do rdzenia tego bloga. Jeżeli założymy, że w dzisiejszych czasach nie mamy żadnych granic, możemy uznać, że jedyną możliwością załamania tego nieistniejącego konwenansu jest narzucenie sobie pewnych zasad, reguł – a więc wpisanie się w ramy konwenansu i estetyki ogólnie przyjętej w okresie, który nas najbardziej interesuje. Ze współczesnego pseudo-konwenansu możemy wyłamać się wytyczając sobie pewne ograniczenia. Czyli paradoksalnie – jedynym sposobem na złamanie obecnie panującego „konwenansu”, charakteryzującego się brakiem jakichkolwiek zasad, jest przyjęcie konwenansów z epok minionych.

Odrobina zamieszania...

Stawiam na lata 60te. Są urocze, kobiece, czasem seksowne i znacznie prostsze do odtworzenia niż 30te czy 40te (dzięki dostępności stylizowanych gotowych kreacji, a także wykrojów). Chociaż, jak to często bywa, czasem urządzam sobie wyprawy do jeszcze dalszej przeszłości... :)

Wiem, że nie jestem pierwsza, wyjątkowo oryginalna, a moja teoria „złam konwenans konwenansem” jest odrobinę naciągana :) Natomiast myślę sobie, że miło jest nosić pończochy i rękawiczki, poczuć się jakby żyło się w trochę innym świecie. 

Reasumując. Po co założyłam ten blog? By pochwalić się swymi próbami odtworzenia mody lat epok minionych :D Czysta próżność... :) A tak naprawdę troszkę się bawię. Choć może zainspiruje kogoś do małego konwenansowego buntu... 

Dziś muszą wystarczyć jedynie słowa. I jedno zdjęcie zupełnie nie moje. Znalezione i ukradzione.
 



Pochodzenie zdjęć z notki: wygrzebane w internecie - 1.