Zastanawiałyście
się kiedyś jak naprawdę wyglądało życie w minionych dekadach?
Czasem chciałabym dorwać mały wehikuł czasu by poczuć smak
dawnych lat. I poznać ówczesne życie. Powiecie: poczytaj. Czytam i
mi nie wystarcza. Bo przecież przeczytać, a móc dotknąć,
powąchać, posmakować, to nie to samo.
Przyglądając
się przeszłości często spoglądam na kobiety. Bez względu na to
czy mówimy o latach 20tych, 40tych czy 60tych możemy dostrzec pewne
wspólne cechy, nie tyle w wyglądzie co w obyczajowości,
zachowaniu. Dobre maniery, pewna doza wstydliwości, odrobina
hipokryzji i wszechobecne konwenanse tworzyły swego rodzaju granice
za które lepiej było się nie wychylać. Chyba że chciano
zaszokować, sprowokować lub po prostu troszkę się zbuntować.
Czy
w dzisiejszych czasach możemy się zbuntować? Bez względu na to co
zrobimy, będzie to co najwyżej skrytykowane, ale nie będzie
dziwić. Dlaczego? Bo nie ma już tych ram, za które nie można się
wychylić. Nie jest istotne czy założymy welurowy dres czy ołówkową
spódnicę. Dzisiejsza moda akceptuje wszystko to, co pojawiło się
w przeszłości. Zupełny miszmasz. A kiedyś po prostu nie
wypadało...
I tu dochodzimy do meritum tej notki, do rdzenia tego bloga. Jeżeli założymy, że w dzisiejszych czasach nie mamy żadnych granic, możemy uznać, że jedyną możliwością załamania tego nieistniejącego konwenansu jest narzucenie sobie pewnych zasad, reguł – a więc wpisanie się w ramy konwenansu i estetyki ogólnie przyjętej w okresie, który nas najbardziej interesuje. Ze współczesnego pseudo-konwenansu możemy wyłamać się wytyczając sobie pewne ograniczenia. Czyli paradoksalnie – jedynym sposobem na złamanie obecnie panującego „konwenansu”, charakteryzującego się brakiem jakichkolwiek zasad, jest przyjęcie konwenansów z epok minionych.
Odrobina zamieszania...
Stawiam
na lata 60te. Są urocze, kobiece, czasem seksowne i znacznie
prostsze do odtworzenia niż 30te czy 40te (dzięki dostępności
stylizowanych gotowych kreacji, a także wykrojów). Chociaż, jak to
często bywa, czasem urządzam sobie wyprawy do jeszcze dalszej
przeszłości... :)
Wiem,
że nie jestem pierwsza, wyjątkowo oryginalna, a moja teoria „złam
konwenans konwenansem” jest odrobinę naciągana :) Natomiast myślę
sobie, że miło jest nosić pończochy i rękawiczki, poczuć się
jakby żyło się w trochę innym świecie.
Reasumując.
Po co założyłam ten blog? By pochwalić się swymi próbami
odtworzenia mody lat epok minionych :D Czysta próżność... :) A tak naprawdę troszkę się bawię. Choć może zainspiruje kogoś do małego konwenansowego
buntu...
Dziś muszą wystarczyć jedynie słowa. I jedno zdjęcie zupełnie nie moje. Znalezione i ukradzione.
Dziś muszą wystarczyć jedynie słowa. I jedno zdjęcie zupełnie nie moje. Znalezione i ukradzione.
miło wiedzieć, że są jeszcze osoby o takim podejściu :)
OdpowiedzUsuńdzisiejszy "styl" to jakaś katastrofa...
widziałaś może w sieci zdjęcie pt.: "Men - what the fuck happened"?