poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Wilczy Szaniec, odcinek II

Dojechaliśmy na miejsce. Przy wjeździe miły pan został poinformowany, że planujemy rozbić się na szańcowym polu namiotowym. Pomysł mu się nie spodobał. Spojrzawszy na mnie, z przerażeniem i konsternacją w głosie rzekł: "Czy są Państwo pewni...? Bo widzą Państwo... Tam mogą być NIEMCY". Niemców owszem, spotkaliśmy. Nie gryźli, nie warczeli, w ogóle nic nie robili. Po prostu byli. Co więcej, przyjechali T3, transporterem o którym z Panem Pieczątką marzymy od jakiegoś czasu... Istne cudo.


Gdy już zainstalowaliśmy się na polu namiotowym należało rozpocząć obchód. Przyznam, że spacer po terenach dawnej kwatery pana H. nasuwa jedną refleksję - gdyby Hitler żył, byłby nieprzeciętnie wściekły widząc, ile pieniędzy zarabiają Polacy na instytucji Wilczego Szańca. Zaczynając od biletów, przez parking, opłatę za pole namiotowe, przewodnika, kończąc na pamiątkach, jedzeniu czy alkoholu. Ale z czegoś żyć trzeba. A że przy okazji można utrzeć nos historii...

Wilczy Szaniec robi wrażenie. Mimo, że niewiele budynków się zachowało (większość wysadzili sami Niemcy po kapitulacji, nie chcąc by korzystali z nich nadchodzący ze wschodu Rosjanie), to praktycznie na każdym kroku widać potęgę budowli i precyzję w organizacji przestrzeni. Numerem jeden są ściany bunkrów pokryte mieszanką betonu i trawy morskiej. Przypomina to korę drzewa, idealnie kamufluje. Jednak niewiele zachowało się z prób zamaskowania siedziby wodza III Rzeszy, większość elementów została rozgrabiona po wojnie. Ale mimo wszystko bunkry, a właściwie ich ruiny wydają się komponować z otoczeniem tak, jakby stały tam od wieków.

Po Wilczym Szańcu skoczyliśmy do oddalonych o 18km Mamerek, siedziby Kwatery Głównej Niemieckich Wojsk Lądowych. A tam pohasaliśmy po niezniszczonych bunkrzyskach. A razem z nami wycieczka szkolna. Uroki wakacyjnej turystyki.






No i ubrania. Ubrania, ubrania, dużo ubrań:) W sumie nic ciekawego. Gdyby nie to, że wyjątkowo lubię to zielone "coś" (bluzę/polar/czymkolwiekTOjest), pewnie nigdy bym TEGO tu nie pokazała. Nie wiem skąd ta sympatia. Ukradłam TO COŚ z szafy babci, uznałam że jest tak wielkie, że aż zahacza o lata 60te i wesoło sobie w TYM chadzam :) Kolor uroczy. Pasuje do mchu.

Włosy bez czuba. Znaczy klapa totalna i bezkompromisowa. Wymogi terenu i okoliczności:)





     

Bluza (wyżej zwana TO COŚ): babcina szafa
Spodnie: h&m
Buty: h&m
Pierścionek: by Masza:)


Zdjęcia moje i szańcowe: Pan Pieczątka

7 komentarzy:

  1. Ty,skarbeńku,powinnaś kiedyś w przyszłości "się wydać",bardzo przyjemnie się ciebie czyta i ogląda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, z tym Skarbeńkiem to Ty uważaj:P:P:P ale dziękuję, bardzo dziękuję, dziękuję bardzo:D

      Usuń
  2. mega foty nasioros !! :d

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega foty i super wyprawa! Też o tym myśleliśmy, ale nie odważylismy się tak ruszyć w trasę! Super!

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam w Wilczym Szańcu na wycieczce klasowej. Wynudziłam się okropnie. Fajny pomysł z wycieczką rowerową.
    zapraszam : http://badkittypl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń